24 stycznia 2014

1 rozdział

Dziękuję że jesteście
                 
Całe szczęście, że rodzice to śpiochy. Była 2:30- samolot dopiero o 4:00. Powoli wstałam, przejrzałam, czy nic nie zostało w szafach i szufladach, na szczęście wczoraj się już cała spakowałam. Ubrałam się w to i poszłam do łazienki, tam zrobiłam szybki makijaż i uczesałam się .

Szłam powoli tak aby nikt nie usłyszał mnie schodzącej ze schodów . Doszłam do kuchni i tam jadłam szybko chleb z Nutellą. Spojrzałam jeszcze na zegarek i okazało się że jest już 3:00. W pośpiechu zerknęłam do torebki by sprawdzić czy mam kluczyki do londyńskiego domu, bilet, pieniądze, telefon, paszport itp. Gdy już miałam wychodzić zerknęłam na swój dom: był on naprawdę śliczny w końcu   projektanci to umieją podobierać wszystko i zedrzeć z cb kasę. Moja mama to prawniczka, a ojciec to dyrektor własnej firmy, więc dzieciństwo miałam upojne :) .
Z Mary miałam się spotkać o 3:15 na lotnisku. Mojej BFF nie trudno zauważyć, była ubrana jak zwykle ślicznie jej rude włosy spięła w kucyka . Mary jest naprawdę otwartą osoba mimo tego całego incydentu z narzeczonym jest naprawdę szczęśliwa. Byłyśmy naprawdę zmęczone więc postanowiłyśmy iść do kawiarni. Zamówiłyśmy dwie duże late   i usiadłyśmy na ławce. Wstałam na chwilkę by  sprawdzić godzinę na dużym zegarze na lotnisku a tu jakiś kolo leci z 5 kawami na tacy ( pierwsze wrażenie ale jest mega zmęczony albo kurde chce być nie wiem kim). Co za palant w ogóle nosi kaptur i okulary przeciw słoneczne w pomieszczeniu?????? Nagle zaczął biec i bum na mnie z 5 gorącymi kawami. Mary zaczęła się śmiać a ja w głębi duszy byłam zła ale nie mogłam ze śmiechu.
-Panie pierzesz mi to - powiedziałam żartobliwie
-Oj nie chciałem nic ci nie jest, jestem skończonym idiotom- przepraszał
-Ale okej nie denerwuj się - pocieszałam zmartwionego chłopaka. Nagle rozległ się dźwięk z  głośników w  3 językach ,,Pasażerów lecących do Londynu zapraszam do ustawienia się(...)" Oboje krzyknęliśmy
-Musze lecieć - i czym prędzej uciekliśmy

                                        W SAMOLOCIE
Okazało się że ja miałam numer 55 a Mary dopiero 57, zmartwiliśmy się no bo myślałyśmy że lecimy razem a tu będzie nam dane lecieć z chrapiąca babką, albo otyłym dziadkiem. Szłam i szłam aż znalazłam swoje miejsce nie mogłam uwierzyć że obok mnie poleci ......


---------------------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję za przeczytanie i zapraszam do komentowania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz